Estońskie Baby pośród warmińsko-mazurskich jezior i lasów
Kto był ostatnio w Łęguckim Młynie, mógł usłyszeć nad brzegiem jeziora, jak trzy kobiety, siedząc nad brzegiem jeziora, śpiewają na melodię „Szła dzieweczka do laseczka” obco brzmiące słowa. Te słowa musiały brzmieć obco, no bo któż z nas Polaków wie, jak brzmi język estoński. Wielu pewnie nawet nie do końca się orientuje, gdzie leży Estonia.
Anne, Diana i Veronika przyleciały do Polski jako wolontariuszki z małego miasteczka Viljandi leżącego na południu Estonii. Są one uczestniczkami projektu Grundtwig Senior Volunteering 50+ w ramach programu Uczenie się przez całe życie przy wsparciu Komisji Europejskiej. Ze strony polskiej realizacji projektu podjęło się Stowarzyszenie Twórców Warmii i Mazur. Uczestniczki programu od 18 czerwca do 16 lipca przebywały na terenie gościnnego Powiatowego Centrum Edukacyjnego w Łęguckim Młynie.
Anne Janes, Veronica Ariva i Diana Pung mówią o sobie estońskie baby, odkąd poznały w Olsztynie historię pruskich bab.
Baba pierwsza to Veronica, kobieta siedemdziesięcioletnia, której temperamentu, wigoru i ciekawości świata pozazdrościłaby niejedna czterdziestolatka. Od pewnego czasu jest na emeryturze, dawniej pracowała jako urzędnik ubezpieczeniowy. Veronica ma męża, dwóch synów i pięciu wnuków. Wszyscy mężczyźni w rodzinie popierali jej decyzję o wolontariacie w Polsce.
Baba druga, czyli Anne, pracowała ponad dwadzieścia lat jako kierownik archiwum w muzeum w Viljandi. Przez wiele lat żyła wspomnieniami swojej pierwszej wycieczki do Polski w 1975 r. Od tego czasu pragnęła odwiedzić nasz kraj ponownie. Wiele czytała o współczesnej Polsce i poznawała naszą historię. Córki Anne bardzo chciały, by mogła spełnić swoje pragnienie. Stało się to możliwe dopiero teraz, po 37 latach.
Trzecia baba to Diana, delikatna blondynka, nauczycielka plastyki, a z zamiłowania podróżniczka. Diana zwiedziła już prawie całą Europę, teraz marzy o wyprawie do Ameryki Południowej. To jej druga wizyta w naszym kraju. Dorosłe dzieci cieszą się z wyjazdu mamy na wolontariat. Po powrocie jak zwykle wysłuchają jej wrażeń.
Wszystkie baby zgodnie podkreślają, że udział w projekcie był doskonałą okazją do bliższego poznania Warmii i Mazur, ludzi tu mieszkających, ich zwyczajów, tradycji i kultury. Estońskie wolontariuszki na co dzień pracowały w ośrodku PCE w Łęguckim Młynie. Głównym ich zadaniem było opracowanie przyrodniczej ścieżki dydaktycznej dla młodzieży, wykonywały także proste prace porządkowe i ogrodnicze na terenie ośrodka. Nauczyły się też przygotowywać polskie potrawy.
Veronice najbardziej smakował czerwony barszcz, a Diana oznajmiła, że dla pierogów z jagodami gotowa jest zostać w Polsce na dłużej. Anne smakowały wszystkie polskie zupy, dlatego założyła zeszyt z przepisami. Natomiast potrawy z ryb – pstrąga i lina – były dla wszystkich pań kulinarnym majstersztykiem. Zdobyte umiejętności z pewnością wykorzystają w domu.
– Niewiele wiedziałam o Polsce przed przyjazdem – przyznaje Veronika. – Słyszałam oczywiście o Lechu Wałęsie, jak wszyscy na świecie. A teraz chętnie będę ambasadorką polskiej kultury w moim rodzinnym mieście. Dzięki mojemu pobytowi nauczyłam się kilku zdań po polsku, poprawiłam swój angielski i niemiecki, ale i tak najbardziej użytecznym językiem okazywał się „język ciała”.
– Co mnie tutaj zaskoczyło, to ludzie, którzy są przyjaźni i otwarci na nowych gości i nowe kultury. Miesiąc to wystarczający czas, aby poznać Warmię i Mazury. Natomiast teraz chętnie zobaczyłabym południe Polski – podsumowuje swój pobyt Veronica.
Anne jako historyk z niecierpliwością czekała na inscenizację Bitwy pod Grunwaldem, już wcześniej kupiła na pamiątkę figurki rycerzy. W jej pamięci pozostaną miejscowości, które nie są w planach typowych wycieczek np. Olsztyn, Bałdy, Gietrzwałd, Ostróda. – Bardzo spodobał mi się skansen w Olsztynku. Spotkałam się tam z tradycją i kulturą dawnej Polski. W Łęguckim Młynie samodzielnie robiłyśmy wianki, a potem puszczałyśmy na jezioro. Dużym przeżyciem była dla nas Noc Kupały. Nauczyłam się tutaj być bardziej śmiałą i otwartą do ludzi. Uwierzyłam w siebie – z dumą podkreśla Anne.
– Zdecydowałam się wziąć udział w tym projekcie, ponieważ lubię poznawać nowe miejsca i ludzi, żyjąc wśród nich – mówi Diana. – Jeden z estońskich filozofów powiedział: „Człowiek uczy się, będąc w drodze, jeżeli nie wie, pyta”. To moja dewiza. Tak żyję i działam. Wolontariat był dla mnie idealną okazją, aby to sprawdzić. Jestem pod wrażeniem klimatu i aranżacji wystawy ikon starowierców na zamku w Olsztynie. Ciekawe były też grafiki współczesnych polskich artystów. Chciałabym bardzo odwiedzić kolejny raz Polskę, zwiedzić Kraków, a także zobaczyć Tatry – marzy Diana.
Wszystkie zgodnie twierdzą: – Podobają się nam polscy mężczyźni, których widać i słychać, zachowują się zupełnie inaczej niż nasi w Estonii. Panowie rządzą w kuchni, pracują jako kelnerzy, zajmują się dziećmi. To jest fajne i dla nas nowe. Podziwiamy polską fantazję i poczucie humoru. Czas spędzony w Łęguckim Młynie pozostanie w naszych wspomnieniach i sercach na długo. Żegnamy się z Polską. Smutek rozstania i nadzieja na ponowne spotkanie mieszają się ze sobą. DZIĘKUJEMY I DO ZOBACZENIA POLSKO! SUURED TANUD! NAGEMISENI, POOLA !
Bożena Borowicz, Ewa Nafalska
PS Autorki były polskimi wolontariuszkami w Estonii w ramach projektu Grundtwiga.
Artykuł ukazał się w lokalnych mediach w roku 2012